Miasto gwarków

Tarnowskie Góry, 26.02.2016

Woda w korytarzu przede mną jest tak czysta, że nie całkiem w nią wierzę. To nie woda, to tylko delikatne załamanie światła z latarki na kasku. Śmiało więc stawiam kolejny krok i po raz kolejny noga zapada się do kolana w rozmiękłą glinę. Ten korytarz nazywany jest łatwym, więc wody rzeczywiście nie ma tu wiele. W innych, zależnie od pogody 40 metrów wyżej (bo tu pogody nie ma, jest zawsze 10 stopni i duża wilgotność) ; w innych zatem kombinacja rozmiękłej gliny i krystalicznie przezroczystej wody może sięgać po pachy.

Ponaddwustuletnie chodniki ciągną się przez ok. 150 kilometrów, rozchodzą się nie tylko na boki ale także w górę i w dół. Na powierzchni zbudowano domy, sklepy, drogi i pewnie nikt na codzień nie myśli, że kilka metrów niżej rozciąga się podziemne miasto wciąż żyjące bo ogromne płyty skały dolomitowej, chociaż podparte przed wiekami kolumnami starannie ułożonych kamieni, jednak przemieszczają się. Chodniki znikają, zalane nanoszoną przez wodę gliną a inne – dzięki tym samym procesom – pojawiają się. Wbite w skały stemple sygnalizacyjne niegdyś suchym trzaskiem pękania mające ostrzegać o ruchach górotworu są nasiąknięte i miękkie.

Dotykam skały, której po raz ostatni dwa wieki wcześniej dotykał człowiek, taszczący skrzynkę brudnych i ciężkich grudek rudy srebra.

Przejście kilometra łatwymi korytarzami podziemnego miasta gwarków zajmuje 3 godziny. Gdy pod koniec zatrzymam się i wyłączę lampkę na kasku nie jestem pewien, czy mam otwarte czy zamknięte oczy. Ale jestem pewien, że słyszę odległy i delikatny stuk kilofów.

Comments are closed.